Porsche Taycan Turbo, 680 KM, 84 kWh
od 650 tys. zł
Mój ulubiony elektryk
listopad 2019
Czekam na dzień…
W którym ktoś pokona dłuższą trasę samochodem elektrycznym przez Polskę i NIE nagra relacji/filmu albo nie popełni obszernego wpisu na FB, o tym, jak to na starcie miał XX km zasięgu, ale po XX km już miał tylko XX km, a potem z XX zrobiło się XX km, a do ładowarki zostało XX km, a ładowarka Z to, a ładowarka Y tamto i w XX min naładował na XX km i teraz napięcie rośnie, no bo zostało jeszcze XX km do przejechania, a XX km zasięgu, a ładowarka XY nie działa, ale w końcu po XX czasu dociera do celu z zasięgiem na XX km. Te emocje.
No więc czekam na taki dzień, bo to będzie dzień, w którym samochody elektryczne staną się realną alternatywą dla spalinowych. Nie będziemy kalkulować, planować, szukać i ryzykować. Będziemy się przemieszczać.
Czy elektryczne Porsche Taycan zbliż nas do tego dnia? Oczywiście. Że nie.
Bazuje na tych samych – wątpliwych – fundamentach, co wszystkie szybkie samochody elektryczne: mnóstwo baterii Li-ion w podłodze i wszystko podporządkowane temu, aby wycisnąć z nich jak najwięcej przy zapewnieniu osiągów, które wyrywają z butów.
Dlatego Taycan – tak samo, jak wszystkie inne samochody elektryczne – cierpi z powodu ułomności infrastruktury do ładowania oraz technologii baterii. Ale.
Mówimy o Porsche. A to oznacza, że Taycan dokłada to tych fundamentów solidny kawał ekscytacji z jazdy – nie tylko na wprost, ale przede wszystkim w zakrętach. To z kolei sprawia, że Taycan to obecnie najlepszy samochód elektryczny na świecie. Tak, jest lepszy od Tesli w tych wszystkich aspektach, za które – przynajmniej jeszcze przez chwilę – faktycznie powinniśmy doceniać samochody.
Nie zmienia to faktu, że czeka go los kolejnego bohatera elektryzujących relacji z wypraw z Warszawy nad morze albo do Zakopanego i tych wszystkich ekscytujących kalkulacji i ładowarkowych perypetii.
Jak zwykle gorąco zachęcam do dyskusji.